System przewidujący upadki u osób starszych


Upadki i ich konsekwencje to prawdziwa plaga, z którą muszą zmierzyć się geriatrzy. Ocenia się, że co roku upada 28-35% osób w wieku powyżej 65. roku życia. Jeden z pięciu upadków powoduje poważne obrażenia – złamania kości czy urazy głowy. W Stanach Zjednoczonych co roku 250 tysięcy starszych osób trafia do szpitala z powodu złamania szyjki kości udowej. Są to bardzo niepokojące dane, ponieważ 20% osób ze złamaniem szyjki kości udowej umiera w ciągu roku.

Nic więc dziwnego, że poszukiwane są sposoby na zapobieganie upadkom w populacji osób starszych. Najważniejsze jest oczywiście eliminowanie przyczyn zaburzeń równowagi, takie jak niewłaściwa dieta (niedobór wapnia i witaminy D) czy przyjmowanie niektórych leków (np. przeciwdepresyjnych, uspokajających, obniżających ciśnienie). Niestety, wraz z wiekiem następuje osłabienie narządów zmysłów odpowiadających za utrzymywanie stabilności postawy: takich jak wzrok, słuch czy równowaga. Nie jest to proces, który umiemy zatrzymać, dlatego też tak istotne jest odpowiednio wczesne przewidzenie, że danej osobie grozi już upadek.

Naukowcy z Sinclair School of Nursing i College of Engineering Uniwersytetu w Missouri opracowali właśnie system wykorzystujący zewnętrzne czujniki umieszczone w domu lub w domu opieki, dzięki któremu można przewidzieć, że starsza osoba upadnie aż 3 tygodnie wcześniej, co pozwala na zastosowanie odpowiednich środków zapobiegawczych.

122721_web

Oceniane są długość kroków i szybkość przemieszczania się obserwowanej osoby, a kiedy zostaną wykryte nieprawidłowości, opiekun zostaje poinformowany o tym mailowo. System opracowano, wykorzystując obserwacje prowadzone przez 10 lat (część osób była obserwowana przez 3 miesiące, inne przez 4 lata) za pomocą czujników zainstalowanych w domach osób starszych. Stwierdzono, że u osób starszych skrócenie kroku związane jest z 50,6% prawdopodobieństwem upadku w ciągu 3 tygodni, a zmniejszenie szybkości poruszania się o 5 cm/s z 86,3% ryzykiem.

System został sprawdzony z dobrym skutkiem w domu opieki dla osób starszych w TigerPlace, w Stanach Zjednoczonych.

 

Materiały zdjęciowe: MU Center for Eldercare and Rehabilitation Technology.

Źródło: Phillips LJ, DeRoche CB, Rantz M, et al. Using Embedded Sensors in Independent Living to Predict Gait Changes and Falls. West J Nurs Res 2016 Jul 27.


Touch Surgery – chirurgiczny symulator na tablety i smartfony


Bardzo znana teoria Malcolma Gladwella, którą przedstawił w swojej sławnej książce „Poza schematem. Sekrety ludzi sukcesu” (“Outliers: The Story of Success”), głosi, że aby zostać mistrzem w danej dziedzinie, trzeba ćwiczyć 10 tysięcy godzin. Praktyka czyni mistrza i chyba w żadnej z dziedzin medycyny nie jest to tak prawdziwe, jak w przypadku chirurgii.

Oczywiście nic nie zastąpi praktyki przy stole operacyjnym, ale wtedy nie ma wielkiego marginesu na błędy. Zanim więc weźmie się w ręce życie pacjenta, warto skorzystać z każdej okazji doskonalenia swoich umiejętności, zwłaszcza jeśli dopiero zaczyna się karierę chirurga. Dlatego też zainteresowała nas stale udoskonalana aplikacja Touch Surgery (na iOS, na Androida), której pomysłodawcami są dwaj młodzi angielscy chirurdzy. Jest to prosty symulator z dokładnymi trójwymiarowymi grafikami, w którym użytkownik przeprowadza operacje, używając ekranu dotykowego, wspierany krok po kroku przez instrukcje przygotowane przez autorów programu.

screen696x696

 

Dzięki temu można poznać, a następnie utrwalić sobie wiele procedur. Na razie dostępnych jest 75 procedur (np. wymiana stawu kolanowego czy usuwanie wyrostka robaczkowego) z 25 chirurgicznych specjalizacji (np. neurochirurgia i kardiochirurgia), chociaż twórcy aplikacji cały czas pracują nad dodawaniem nowych.

screen696x696 (2)

Nasze wyniki są przedstawione na wykresach, więc widzimy, jakie robimy postępy.

screen696x696 (3)

W aplikacji znajdują się także abstrakty artykułów dotyczących aktualnych problemów chirurgicznych, ponieważ jej twórcy chcą, aby służyła ona jako pomoc w nauczaniu chirurgii w krajach, gdzie lekarze mają małe możliwości ćwiczenia umiejętności. Jest to tym bardziej ważne, że według badania przeprowadzonego przez pismo Lancet aż u 1/3 ludzi na świecie przeprowadzane jest tylko 3,5% poważnych operacji, co spowodowane jest m.in. brakiem lekarzy.

Aplikacja została przyjęta entuzjastycznie przez świat medyczny, polecana jest między innymi przez Royal College of Surgeons of Edinburgh. A skoro przeznaczona jest na tablety i smartfony, można ćwiczyć w dowolnym miejscu, w kolejce na pocztę czy do… lekarza.

Materiały graficzne: Touch Surgery

Więcej informacji: www.touchsurgery.com

 


Ćwiczenie mózgu przy użyciu komputera poprawiające szybkość przetwarzania informacji znacząco zmniejsza ryzyko rozwinięcia demencji – wyniki badania ACTIVE


Obecnie dostępnych jest bardzo wiele stron i aplikacji, dzięki którym nasz mózg nie tylko ma lepiej pracować, ale także możemy uniknąć pogorszenia jego działania w starszym wieku i uniknięcia demencji czy nawet choroby Alzheimera. Oczywiście pojawia się pytanie, na ile używanie takich programów może (i w jakim stopniu) zmniejszyć ryzyko rozwinięcia się tych poważnych chorób. Wielu neurobiologów i psychologów zajmujących się tematyką funkcji poznawczych odpowiada na nie przecząco.

Tym tematem zajęli się także autorzy badania ACTIVE (Advanced Cognitive Training for Independent and Vital Elderly), którego wstępne wyniki po 10 latach obserwacji przedstawiono 24 lipca w Toronto, na Alzheimer’s Association International Conference (AAIC), największym światowym kongresie dotyczącym demencji i choroby Alzheimera. Po raz pierwszy wykazano pozytywne działanie takich ćwiczeń w dużym, randomizowanym badaniu.

W badaniu ACTIVE uczestniczyło około 3 tysiące zdrowych starszych osób (średni wiek 73,6 roku). Przez 5 tygodni uczestniczyły one w zajęciach z użyciem komputera. Jedna grupa wykonywała ćwiczenia mające poprawić pamięć, druga – umiejętność logicznego myślenia, a trzecia – szybkość przetwarzania informacji. Te ostatnie polegały na ćwiczeniu percepcji wzrokowej – badani mieli rozpoznać obiekt, który pojawiał się bardzo krótko na ekranie komputera, jednocześnie rozpoznając też obiekt pojawiający się na obwodzie pola widzenia. Trudność zadania była dostosowywana do postępów badanego.

ex-ss-double-decision

Wszyscy badani ukończyli 10 trwających po godzinie sesji. Około połowa osób z każdej grupy uczestniczyła w sesjach przypominających (4 sesje po roku i po dwóch latach). Część badanych została włączona do grupy kontrolnej, czyli nieuczestniczącej w żadnych ćwiczeniach.    

Okres obserwacji wynosił 10 lat. Najnowsze wyniki wskazują na to, że u osób z grupy ćwiczącej szybkość przetwarzania informacji stwierdzono 33% zmniejszenia ryzyka wystąpienia demencji czy pogorszenia funkcji poznawczych w porównaniu z osobami z grupy kontrolnej (wyniki istotne statystycznie, p=0,012). Co więcej, procent ten wzrósł aż do 48 w przypadku osób, które miały sesje przypominające. Twórcy badania uważają więc, że takie ćwiczenia powinni wykonywać wszyscy po ukończeniu 50. roku życia.

Ćwiczenie, które wykorzystywano w badaniu, jest także dostępne na stronie Brain HQ (ćwiczenie Double Decision).

Double Decision from BrainHQ by Posit Science on Vimeo.

Materiały graficzne: BrainHQ


Nowe urządzenie do głębokiej stymulacji mózgu z opcją bezprzewodową


Głęboka stymulacja mózgu (Deep Brain Stimulation) to wciąż rozwijająca się technika neurochirurgiczna znajdująca coraz więcej zastosowań. Działanie systemu DBS polega na doprowadzaniu łagodnych impulsów elektrycznych do określonych obszarów mózgu w celu hamowania działania części odpowiedzialnych za występowanie objawów motorycznych. W skład systemu DBS wchodzi wszczepiany chirurgicznie neurostymulator i elektrody, które przekazują sygnał do mózgu. System DBS wykorzystuje się m.in. w leczeniu epilepsji i w tzw. psychochirurgii, czyli łagodzeniu objawów nerwicy natręctw, depresji czy agresji. Jego podstawowym zadaniem jest jednak pomoc osobom z samoistnym drżeniem, dystonią i chorobą Parkinsona. Tych ostatnich jest w Polsce aż 140 tys. Po 10 latach od zachorowania zdecydowana większość chorych znajduje się w fazie, w której pojawiają się objawy niepoddające się leczeniu dotychczas stosowanymi lekami.

Podczas implantowania systemu DBS pacjent jest przytomny i może wraz z lekarzami na bieżąco obserwować efekty zabiegu. Aby uzyskać maksymalną precyzję miejsca, w którym umieszcza się elektrodę, wykorzystywana jest rama stereotaktyczna. Po założeniu ramy wykonuje się tomografię, a obraz z niej jest nakładany na obraz z rezonansu magnetycznego. Rezonans daje obraz wysokiej jakości, a tomograf lepiej odwzorowuje odległości między poszczególnymi strukturami. Na tej podstawie ustala się miejsce, w którym jest umieszczana elektroda.

st-jude-system

Na europejski rynek trafiło właśnie nowe zaawansowane technologicznie urządzenie do głębokiej stymulacji mózgu – St. Jude Medical Infinity DBS, pierwsze na rynku, którego oprogramowanie może być aktualizowane bezprzewodowo.

Zwykle systemy DBS dają lekarzowi ograniczoną możliwość precyzyjnego blokowania aktywności wybranych komórek mózgowych. St. Jude Medical Infinity DBS, dzięki wykorzystywaniu bardziej dokładnej elektrody, umożliwia dostosowanie terapii do potrzeb konkretnego pacjenta, jednocześnie unikając takiego stymulowania komórek, które mogłoby wywołać takie działania niepożądane, jak zaburzenia wzroku czy mowy.

Pacjenci, którzy mają wszczepiany system St. Jude Medical Infinity DBS, otrzymają także urządzenie Apple iPod Touch, umożliwiające im zarządzanie niektórymi ustawieniami stymulatora, a lekarz programuje urządzenie za pomocą iPada Mini podczas wizyt kontrolnych. Co ważne, system Infinity można unowocześniać, po prostu wygrywając bezprzewodowo nowe oprogramowanie bez potrzeby wykonywania kolejnej operacji.

Materiały graficzne: St. Jude Medical


Trak – urządzenie oceniające liczbę plemników w nasieniu


Na niepłodność, która została uznana przez Światową Organizację Zdrowia za chorobę społeczną, w Polsce cierpi nawet co piąta para. 40 proc. przyczyn niepłodności leży po stronie mężczyzn.

Najczęstszymi przyczynami niepłodności u mężczyzn jest obniżona liczba plemników w nasieniu, ich nieprawidłowa ruchliwość oraz zaburzenia budowy. Podstawową metodą oceny płodności mężczyzny jest badanie nasienia, zalecane, gdy parze po roku starań nie uda się zajść w ciążę. Badanie jest dla mężczyzn krępujące, ponieważ odbywa się często w laboratorium, a nasienie ma być dostarczone w konkretnym momencie, co budzi presję i powoduje dyskomfort pacjenta. Nasienie można wprawdzie oddać w warunkach domowych, ale powinno być dowiezione do laboratorium w przeciągu 60 minut i w odpowiedniej temperaturze. Ponadto badanie jest stosunkowo drogie, nierzadko należy je powtarzać, a do tego usługa dostępna jest jedynie w wyspecjalizowanych ośrodkach.

Nic więc dziwnego, że pojawiają się zestawy do badania nasienia w domu, czyli w komfortowych warunkach zwiększających intymność, a do tego w dogodnym, wybranym przez pacjenta momencie, bez pośpiechu.

Sandstone-Diagnostics
Trak, urządzenie do pomiaru liczby plemników w nasieniu, otrzymało już akcept ze strony Amerykańskiej Agencji ds. Żywności i Leków (Food and Drug Administration, FDA) i będzie dostępne w sprzedaży od października 2016 r. Produkt formy Sandstone Diagnostics pozwala na szybkie przeprowadzenie badania w domu, bez konieczności pojawiania się pacjenta w laboratorium. Trzeba jednak pamiętać, że tak jak inne domowe zestawy do badania nasienia mierzy tylko znajdującą się w nim liczbę plemników, a nieprawidłowa liczba plemników nie jest jedyną przyczyną niepłodności mężczyzn.

Badanie polega na umieszczeniu kilku kropel nasienia w urządzeniu, które działa jak wirówka i obraca nasienie przy kontrolowanej prędkości przez ok. 6 minut. Oddzielony materiał trafia do zbiorniczka, w którym wykonywany jest odczyt. Im wyższy wskaźnik na białej kolumnie pomiaru, tym większa liczba plemników. Wskazywane są trzy grupy diagnostyczne: powyżej 55 milionów/ml – badana osoba nie powinna mieć problemów z zajściem w ciążę, między 15 a 55 milionów/ml – starania o ciążę mogą potrwać i poniżej 15 milionów/mililitr – wyniki mogą wskazywać na bezpłodność, co oczywiście należy skonsultować z lekarzem. Skala wyników opiera się na wytycznych Światowej Organizacji Zdrowia (WHO).

Do urządzenia zostanie dołączona aplikacja, w której będą umieszczane wyniki, ale także pojawią się informacje edukacyjne dotyczące powodów niepłodności oraz tego, jak trzeba postępować w przypadku jej wystąpienia.

Działanie urządzenia zostało też sprawdzone w badaniu klinicznym.

Więcej informacji: http://trakfertility.com/science-behind-trak/

 


Nowe Zdrowie, czyli co się zmieni w aplikacji Health w iOS 10


Jedną z aplikacji dodawanych do mobilnych produktów firmy Apple jest Health, swego rodzaju magazyn danych dotyczących zdrowia i wydolności fizycznej użytkowników, które zbierane są z różnych urządzeń (np. ubieralnych: opasek Fitbit czy Jawbone). W aplikacji można też zapisać dane na temat alergii, chorób, przyjmowanych leków czy grupy krwi. Informacje znajdujące się w takim Medical ID są dostępne z poziomu blokady ekranu i mogą być bardzo przydatne dla służb ratowniczych zajmujących się nieprzytomnym lub niemogącym kontaktować się pacjentem.

17464-15025-IMG_9152-m

Jesienią pojawi się nowa wersja mobilnego systemu operacyjnego firmy Apple, iOS 10 (na razie dostępne są jej wersje przeznaczone dla developerów i wersje beta). Jej twórcy obiecują wiele zmian, ale nas oczywiście najbardziej interesują te, które zostaną wprowadzone do aplikacji Health.

Zacznijmy od mniejszego udoskonalenia. Taką zmianą będzie możliwość zgodzenia się na wysyłanie anonimowo swoich danych dotyczących zdrowia do Apple w celu ulepszenia pracy aplikacji.

ios10b3health-800x707_0

Dużo większą zmianą jest natomiast dodanie do aplikacji opcji umożliwiającej Amerykanom proste i szybkie zgłoszenie się do the National Donate Life Registry i zostanie dawcą narządów i tkanek (informacja o dokonanym przez użytkownika wyborze zostanie także wyświetlona jako część Medical ID, można też ją wpisać, jeśli zarejestrowało się w inny sposób). W aplikacji umieszczone zostaną także informacje wyjaśniające, na czym polega zostanie dawcą organów i pomagające w podjęciu decyzji.

Nowa opcja w aplikacji Health to zmiana, z której są szczególnie dumni przedstawiciele Apple. Tim Cook, prezes Apple, przyznał, że nigdy nie zapomni, jak koszmarnie stresujące było dla Steve’a Jobsa czekanie w 2009 roku na przeszczep wątroby, i chciałby pomóc innym osobom zmagającym się z tym problemem.

iOS-10-Health-Organ-Donor-teaser-silver-iPhone-screenshot-001

W Stanach Zjednoczonych co godzinę umiera jedna osoba, którą mógłby uratować przeszczep. Niestety, narządów brakuje, a jeden dawca może uratować aż osiem żyć. Młodzi Amerykanie coraz rzadziej zgłaszają się na dawców narządów.

Co ciekawe, okazuje się, że w dużym stopniu na decyzję dotyczącą zostania dawcą narządów mają wpływ nie względy moralne czy religijne, ale… sposób, w jaki przeprowadzany jest sam proces zostawania dawcą (co np. przedstawił w swoich badaniach znany psycholog i behawiorysta ekonomiczny Dan Ariely, autor książki Potęga irracjonalności). Stany Zjednoczone są jednym z krajów, w których decyzję o zostaniu dawcą ogłasza się za pomocą tzw. wyrażenia zgody (czyli “opt in”). Najczęściej polega to na zgłoszeniu się do instytucji, która zbiera takie zgody. Metodą stosowaną w wielu innych krajach (w tym w Polsce, gdzie dawcą pośmiertnym może zostać każda osoba, która za życia nie wyraziła sprzeciwu w formie wpisu w Centralnym Rejestrze Sprzeciwów) jest “opt out” (czyli dawcą jest automatycznie każdy, kto nie zgłosił sprzeciwu). Różnicę, jaka związana jest z tymi dwoma metodami, najlepiej widać, gdy porównuje się liczbę osób chcących zostać dawcami w podobnych krajach, np. w Niemczech (“opt-in”) jest to 12% obywateli, a w Austrii (“opt-out”) aż 99,98%.


HoloAnatomy – rozszerzona rzeczywistość pomaga w nauce anatomii


Kiedy wiele lat temu zaczynałam studia medyczne, doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, że anatomia na pierwszym roku będzie dla mnie prawdziwym wyzwaniem. I to wcale nie z powodu ogromu materiału do opanowania. Niestety, nie mam w ogóle orientacji przestrzennej. To, co czytałam w książkach i oglądałam na dwuwymiarowych obrazkach, nie wystarczało mi zupełnie do wyobrażenia sobie, jak to wygląda na żywo. Pomocą były oczywiście zajęcia praktyczne, ale i tak wspominam ten czas jako wyjątkowo stresujący.

I chociaż studenci medycyny mają teraz już od dawna do dyspozycji komputerowe atlasy 3D, prawdziwa nadzieja na rewolucję w nauczaniu m.in. anatomii pojawiła się ostatnio wraz z nawiązaniem współpracy Cleveland Clinic, światowej sławy amerykańskiego ośrodka medycznego, z uniwersytetem Case Western Reserve, jednym z przodujących ośrodków rozwoju technologii, i stworzeniem aplikacji na gogle HoloLens (firmy Microsoft).

HoloLens

HoloLens to najgorętszy produkt ostatnich miesięcy, gogle rozszerzonej rzeczywistości (Augmented Reality, AR), która polega na łączeniu ze sobą obrazów prawdziwego świata z generowanymi za pomocą komputera. Ich twórcy podkreślają jednak, że jest to raczej rzeczywistość mieszana (Mixed Reality), ponieważ gogle nie tylko wyświetlają obraz, ale także rozpoznają kształty obiektów i ich głębię, dzięki czemu użytkownik widzi trójwymiarowe przedmioty, co więcej, może wchodzić z nimi w interakcje, ponieważ gogle rozpoznają jego gesty i głos.

Na razie HoloLens dostępne są w tzw. wersji developerskiej, czyli dla programistów. Firma Microsoft przygotowała także platformę Windows Holographic, dzięki którym inne firmy mogą przygotowywać aplikacje na gogle HoloLens. Skorzystali z tego właśnie Cleveland Clinic i Case Western Reserve. Dzięki aplikacji HoloAnatomy będzie można dokładnie zobaczyć, jak zbudowane jest ludzkie ciało, sprawdzić, jak poszczególne układy pracują ze sobą. Ponieważ urządzenie pozwala na odtwarzanie dźwięków, będzie można również słyszeć np. jak bije serce. Wykładowcy będą mogli także oznaczyć odpowiednie elementy (czyżbyśmy mieli się doczekać wirtualnych “szpilek”?).

Materiały zdjęciowe: Case Western Reserve


BINDEX: przenośne urządzenie do diagnostyki osteoporozy


Osteoporoza jest jednym z tych schorzeń, które nie tylko na początku, ale także w późniejszych stadiach zaawansowania często nie dają żadnych objawów, dlatego też nazywana jest „cichą epidemią”. Często wykrywana jest dopiero w momencie doznania przez chorego poważnego urazu, takiego jak złamanie bliższego końca kości udowej, lub przypadkowo podczas badań obrazowych dotyczących innej choroby. Występujące w przebiegu osteoporozy złamania trzonów kręgów są traktowane przez pacjentów jako związane z ich wiekiem i niekojarzone z żadnym wydarzeniem.

Niestety, choroba ta wcale nie jest rzadka. Życiowe ryzyko złamania osteoporotycznego u kobiet w wieku 50 lat wynosi 40% (u mężczyzn w tym samym wieku wzrasta do 13%-20%). Przewiduje się, że w 2050 roku na świecie dojdzie do około 6 260 000 groźnych złamań bliższego końca kości udowej u osób dotkniętych osteoporozą.

Podstawą diagnozy i oceny zaawansowania osteoporozy jest badanie techniką dwuwiązkowej absorpcjometrii rentgenowskiej (dual energy X-ray absorptiometry, DXA), uzupełnione badaniami laboratoryjnymi. Niestety, ma ono także wady: jest stosunkowo drogie, zazwyczaj dostępne jedynie w wyspecjalizowanych ośrodkach w dużych miastach oraz wykorzystuje promieniowanie jonizujące.

Idealna sytuacja byłaby taka, gdyby badanie w kierunku osteoporozy było mniej obciążające oraz łatwo dostępne, nawet w poradniach medycyny rodzinnej, a u większej liczby chorych udałoby się podjąć leczenie, zanim jeszcze dojdzie do złamania.

Być może rozwiązaniem tego problemu jest wprowadzenie na rynek urządzenia BINDEX, fińskiej firmy Bone Index Ltd., które właśnie uzyskało akceptację Amerykańskiej Agencji ds. Żywności i Leków (Food and Drug Administration, FDA). Wcześniej otrzymało ono zgodę na używanie oznakowania CE (przypomnijmy, że oznacza to, że spełnia unijne wymogi dotyczące m.in. zdrowia).

slide-2

Małe urządzenie podłączane do laptopa lub komputera wykorzystuje technologię ultradźwiękową (bez narażania pacjentów na działanie promieniowania jonizującego), podając w ciągu 30 sekund wynik na podstawie oceny grubości warstwy korowej piszczeli oraz innych danych pacjenta (specjalny algorytm określa gęstość szyjki kości udowej). Badanie może być prowadzone teoretycznie w każdych warunkach, gdzie tylko możliwe jest uruchomienie komputera! Warto podkreślić, że w badaniach klinicznych(między innymi opublikowanych w piśmie Osteoporosis International) przeprowadzonych na około 2 000 pacjentów dokładność urządzenia oceniono na 90% i w 70% przypadku mogło ono zastąpić badanie metodą DXA i służyć do łatwiejszej diagnostyki osteoporozy.

 

 

Źródła: Karjalainen JP, Riekkinen O, Töyräs J, Jurvelin JS, Kröger H. New method for point-of-care osteoporosis screening and diagnostics. Osteoporos Int. 2016 Mar;27(3):971-7. doi: 10.1007/s00198-015-3387-4. Epub 2015 Nov 10.

 

Zdjęcia: Bindex


CareKit – młodszy brat ResearchKit


iphone_6_svr_family_apps-print

O platformie ResearchKit, która dostarcza narzędzi do tworzenia wykorzystywanych w badaniach klinicznych aplikacji na iPhone’a i innych urządzeń firmy Apple, pisaliśmy z okazji jej premiery w marcu 2015 roku. Nie wiedzieliśmy jednak wtedy, jakim okaże się sukcesem. W stworzonej dzięki ResearchKit aplikacji mPower (do badania dotyczącego choroby Parkinsona) zarejestrowało się ponad 10 000 osób (zwykle w badaniach dotyczących tej choroby uczestniczy nie więcej niż 100 osób). Dzięki takiemu osiągnięciu pojawiła się szansa na rozwiązanie jednego z największych problemów związanych z tematem medycyny opartej na dowodach naukowych (Evidence-based medicine, EBM), czyli konieczności przeprowadzania i koordynacji badań na dużych grupach chorych. Jako przykład takich badań można podać badania typu CVOT (cardiovascular outcomes trials), w których oceniane jest bezpieczeństwo sercowo-naczyniowe leków przeciwcukrzycowych stosowanych u chorych na cukrzycę typu 2. Aby dostarczyły one wystarczające dane, musi uczestniczyć w nich od kilku do kilkunastu tysięcy osób z setek ośrodków znajdujących się w wielu krajach.

Zaledwie miesiąc temu zadebiutował młodszy brat ResearchKit, czyli CareKit. Tym razem jest to platforma, dzięki której powstają aplikacje mające angażować pacjentów w proces terapeutyczny, między innymi dzięki temu, że pozwalają one na zbieranie wiadomości o zdrowiu (np. za pomocą wbudowanego w iPhone’a żyroskopu i akcelerometru przeprowadza się pomiary zręczności, równowagi, pamięci użytkownika, czy nawet ocenia zmiany w jego głosie oraz w sposobie chodzenia), a potem na dzielenie się nimi z lekarzami, osobami bliskimi czy opiekunami.

carekit_800homeb_thumb800

Po spektakularnym sukcesie aplikacji mPower opracowanej dzięki ResearchKit nie dziwi wcale, że pierwszą aplikacją zapowiedzianą na CareKit był właśnie produkt dla pacjentów z chorobą Parkinsona. Będą mogli oni korzystać z aplikacji do zapisywania informacji dotyczących swojego stanu zdrowia, a także jego związku np. z przyjmowanymi lekami, co będzie można potem wykorzystać przy bardziej indywidualnym doborze terapii. Już w momencie premiery aplikacja będzie używana przez 6 głównych amerykańskich ośrodków medycznych (m.in. Uniwersytet Johna Hopkinsa i Uniwersytet Stanforda).

Chociaż musimy jeszcze poczekać na aplikację dla osób cierpiących na chorobę Parkinsona, to dostępne są już 4 pierwsze aplikacje, które powstały dzięki CareKit:

One drop2     One drop1

One Drop to aplikacja przeznaczona dla osób chorujących na cukrzycę, do której mogą wprowadzać takie dane, jak stężenie glukozy, informacje na temat spożywanego jedzenia, przyjmowanych leków czy aktywności fizycznej. Następnie użytkownik otrzymuje informacje, czy nasilenie jego objawów (np. ból czy zawroty głowy) ma związek z wyżej wymienionymi obiektywnymi wskaźnikami. Dane te oczywiście można udostępnić lekarzowi czy bliskim.

Glow Nurture2          Glow Nurture1

Glow Nurture to bardzo dokładny dzienniczek ciąży, w którym wpisuje się wszystkie ważne wydarzenia towarzyszące oczekiwaniu na potomstwo (wizyty lekarskie, wagę, objawy itp.). Wszystko to zostaje przedstawione w atrakcyjny i zrozumiały sposób, a gdyby pojawiły się jakieś niepokojące objawy, aplikacja podniesie alarm.

Glow Baby2  Glow Baby1

Kiedy już “wyrośniemy” z Glow Nurture, przyda nam się Glow Baby, czyli aplikacja, w której zbieramy i analizujemy dane na temat naszego potomstwa. Być może dzięki nim odkryjemy jedną z tajemnic wszechświata, czyli jaki jest związek z porami karmienia, zmiany pieluch i innych czynności, które wykonujemy przy małym dziecku, a jego cyklem snu…

Start2     Start1

Start to aplikacja przeznaczona dla osób chorujących na depresję. Nie tylko wpisuje się do niej dane dotyczące objawów i samopoczucia, ale także ustala własne cele, które mają pomóc w wyzdrowieniu, aplikacja przypomina też o godzinach wzięcia leków. Jednak najważniejszym zadaniem aplikacji jest jak najbardziej obiektywne pokazywanie, czy dana terapia przynosi efekty (a przypomnijmy, że na efekt terapeutyczny w przypadku terapii antydepresantami czeka się nawet 6 tygodni).


Proteus Digital Health w połączeniu z arypiprazolem na razie bez akceptu FDA


Historię Proteus Digital Health śledzimy na blogu już od 2012 roku. Przypomnijmy, że jest to urządzenie składające się z naklejanego na skórę biometrycznego plastra oraz malutkiego czujnika umieszczanego w tabletce. Kiedy czujnik jest trawiony w żołądku, sygnał o tym zostaje przesłany do plastra, a stamtąd na urządzenie przenośne. Dzięki temu wiadomo, że pacjent na pewno przyjął lek (jest to więc to dużo skuteczniejsze podejście niż popularne aplikacje przypominające o wzięciu tabletki).

Dzięki Proteusowi ma zostać rozwiązany poważny problem niestosowania się pacjentów do zaleceń lekarzy dotyczących przyjmowania leków (ang. non-adherence). W samych Stanach Zjednoczonych roczne koszty wynikające z niewłaściwego przyjmowania leków szacuje się na 300 miliardów dolarów. Około 30% recept nie jest realizowana, a 50% osób nie przyjmuje leków zgodnie z zaleceniami. Nie lepiej jest w Europie: ocenia się, że problem non-adherence dotyczy prawie połowy pacjentów.

 

ipad-pill-hand-600x500

 

Jak dotąd twórcy Proteusa nie mieli problemów z Amerykańską Agencją ds. Żywności i Leków (Food and Drug Administration, FDA). Akcept FDA wymagany jest jedynie w przypadku aplikacji i urządzeń medycznych wysokiego ryzyka i sama technologia używana w Proteusie otrzymała go już w 2010 roku. Problem zaczął się, kiedy urządzenie miało zostać połączone z konkretnym lekiem – a dokładnie – z arypiprazolem, lekiem przeciwpsychotycznym stosowanym w leczeniu schizofrenii i zaburzenia afektywnego dwubiegunowego (przypomnijmy, że główną przyczyną zaostrzeń schizofrenii jest nieprzyjmowanie leków przepisanych przez psychiatrę). FDA odmówiła wydania akceptu i poprosiła o zebranie dodatkowych danych na temat działania urządzenia w takiej konfiguracji, między innymi dotyczących bezpieczeństwa jego stosowania i wpływu błędu ludzkiego. Producenci Proteusa nie ukrywają, że są zaskoczeni takim obrotem sprawy (zwłaszcza że zarówno sama technologia, jak i lek miały już akcept FDA), ale oczywiście zamierzają dostarczyć odpowiednich danych. Nic dziwnego – jeśli chodzi o rozwiązanie problemu non-adherence, stawka jest wyjątkowo wysoka.

Materiały graficzne: Proteus Digital Health.